poniedziałek, 31 sierpnia 2009

39,8...

No i dopadło też moja niunię choróbsko !!! Temperatura nocna 39,8 i biegunka!!! matka miała zawał!!! z wrażenia-panika ogólna i popłoch...telefon o 2-giej w nocy do mamy -co robić???!!! Mama jak zwykle przytomna i pomocna-czopki !!! ,jak nie to syrop i okłady...czopki z paracetamolu nie pomagały,pomógł dopiero syrop...okłady nie wypaliły, bo płakała przy każdym przyłożeniu ręcznika.
Nie mam pojęcia od czego,gdzie złapała,jakim cudem-przecież pogoda fajna...zwaliłam wszystko na niedzielną zupę teściowej, bo wrzuciła do owego barszczyku kilka prawdziwków, a Jula zupką się zajadała...cały dzień sobie wyrzucałam ,że ją nakarmiłam tym wywarem.
Okazało się jednak, po konsultacji lekarskiej ,że po zatruciu grzybowym dzieci wymiotują i nie mają takiej temperatury. Złapała więc jakieś cholerstwo...ale jak tu czegoś nie złapać jak na spacerze wszystko ląduje w buzi-zaczynając od petów, kończąc na brudnych rękach, które co sekundę lądują, a to na chodniku,piasku, ptasich kupkach...mimo ,że pilnuję- to jak widać nie upilnowałam...
Efekt: cały dzień straszliwej biegunki, do tego dziecko samo się kładło spać jak tylko zaczynała jej rosnąć temperatura,no i marudzenie cały dzień!!! dawno takiej jazdy nie miałam...ręce opadają z braku sił...a serce pęka na sam widok...masakra...jutro do lekarza...zobaczymy co poradzi...jak na razie jemy rosółek z ryżykiem, chudą wędlinkę, płatki czekoladowe i chrupki kukurydziane...no i pijemy wodę oraz marchwiankę-menu jak w Mariocie. Oby szybko wyzdrowiała...

2 komentarze: