piątek, 30 września 2011

Pierwszy dzień

...w pracy...puki co szkolenie,szkolenie, szkolenie...do środy
Tato rano dziecko do przedszkola zaprowadził, ba ,uczesał nawet i zęby umył, a babcia Sabinka odebrała. problemów specjalnie nie było...na szczęście:)
Puki co oswajamy się z nową sytuacją...mam nadzieję ,że będzie mi się podobało...zobaczymy

sobota, 17 września 2011

Zaczyna się...

..ledwo zaczęła chodzić do przedszkola, a już jakieś choróbsko przytargała. Połowa dzieci kaszle w przedszkolu...no i nas nie ominęło....ja i Rafik łazimy i prychamy na wszystkie strony, gardła bolą, głowa i takie tam...Julka kaszle jeszcze do tego...ogólnie mam w domu "ciechocinek"...do wyzdrowienia :(:(:(

środa, 7 września 2011

Foto Turcja 2011












...to tylko maleńka namiastka naszych wspomnień...będzie więcej...

Przykre...

...małemu przedszkolakowi trochę się dziś oberwało z rańca..matka wnerwiona, ona jojcząca i było co było...opadam czasem z sił, które powinny dawać mi tą nutkę cierpliwości na codzień. Mam pretensje do wszystkich o to ,że jest mi czasem źle i nie mam sił sama tego dźwigać. Być może jest to straszne w danej chwili dla otoczenia,ale nie myślę wtedy w racjonalny sposób...po prostu dzieje się i już...wybucha i rozlewa się wszędzie...przykro mi potem, bo nie jest tak ,że jestem zepsuta i zła do szpiku...mam czasem taki straszny dzień i wiem ,że nie wszyscy to zrozumieją...nie chcę nawet żeby rozumieli ,bo ja patrząc na siebie z boku -sama siebie nie jestem w stanie zrozumieć...przykre
Postanowiłam jakoś temu zaradzić-mam nadzieję ,że mi się uda , bo jak nie to mnie zamkną niedługo!!!
...a z rzeczy milszych...moje młodsze dziecię już od 5 dni uczęszcza do przedszkola. Nie jest kolorowo oczywiście, ale płaczu na pożegnanie już coraz mniej, trochę ciężko się wstaje przedszkolakowi lecz źle nie jest...wręcz jestem z niej dumna, że tak mało marudzi i tak szybko przestaje płakać po moim wyjściu z przedszkola. Panie Ją chwalą...tylko z budzeniem po leżakowaniu jest gorzej-płacze i jeszcze nie zjada wszystkiego ze śniadanka czy obiadu...ale wiem ,że się nauczy...starsza- Domi oczywiście do szkoły najchętniej nie chodziłaby wcale...dziś u ortodonty próbowała matkę namówić na "nie pójście" , ale się nie dałam na szczęście...nie mam zamiaru jej odpuszczać, a zwłaszcza, że duszyczka leniuszka w niej siedzi i to silnie zakorzeniona po rodzicielach:):):)...czas tak szybko mi leci, że niekiedy nie wiem co mamy za dzień tygodnia-muszę się zastanowić...ucieka wszystko przez palce...no i te moje nerwy...zupełnie nie potrzebnie:(