poniedziałek, 15 października 2012

latanina

...rozbrajają mnie niektóre "panie sekretarki", a zwłaszcza takie co to wszystko powinny przekazać rzetelnie, bo nie wypada mieć tak skromnej wiedzy na "państwowej posadce".
Z racji tego ,że D. długo jeszcze w gipsie posiedzi muszę załatwić Jej nauczanie indywidualne żeby nie miała dużych zaległości w nauce. Jak się okazuje ,to nie takie proste...to ,że podanie to pikuś, bo to sprawa oczywista...do tego opinia z poradni przynależnej psychologiczno -pedagogicznej o tym ,że taka potrzeba istnieje...po tym z powrotem do szkoły z owym papierkiem...ale...żeby otrzymać go, to należy dostarczyć wniosek, opinię szkoły o uczniu,zaświadczenie od lekarza POM.
Pani w szkole do tego skierowała mnie do nie tej poradni co trzeba i wszystkie papiery musiałam dziś wieźć na drugi koniec miasta. Pojechałam do szkoły to niestety Jej nie było, pani psycholog,która miała pomóc również...a na koniec do szpitala w te pędy, bo lekarz nie przepisał dziecku leków przeciwzakrzepowych ...no oczywiście doczekać się na wielmożnego graniczy z cudem....udało się po dwóch próbach...dobrze że szpital nie daleko. Potem po J. do przedszkola,obiad...przy okazji rejestracja do lekarza ,bo leki trzeba przecież wypisać...niestety dopiero na czwartek...ręce mi opadają...
do tego w przyszłym tygodniu impreza urodzinowo - imieninowa...urwanie d...optymistycznie kończąc...

poniedziałek, 8 października 2012

Lepiej

Dziś już lepiej...jutro wychodzi ze szpitala, zabieg złożenia kości odbył się we czwartek i wszystko puki co ok. Teraz dwa miesiące leżenia w domu...gips od pasa w dół...szkoła pójdzie w las jak nie załatwię nauczycieli do domu...mam nadzieje ,że się uda, bo to ostatnia klasa i egzaminy przed księżną D.
Za pół roku kolejna operacja...usunięcie drutów z kości
W między czasie orteza i rehabilitacja, kule do chodzenia...a "na koniach i tak będę jeździła"-wyznanie w bólu i przez łzy podczas rtg...to dopiero jest pasja...hmm zastanawiam się czy to już nie choroba przypadkiem?...w każdym razie ciśnienie już trochę zeszło, a może przyzwyczaiłam się już do widoku i do szpitala , codziennych wizyt , całej tej bieganiny wokół...myślałam ,że będzie gorzej...może dlatego.
Cieszę się, że wraca do domu...