czwartek, 15 października 2009

...gdy ręce opadają ,a głowa wielka...

Tak się jakoś ostatnio porobiło,że nic te moje dzieci się mnie nie słuchają...jak nie warknę lub nie krzyknę to efekt jest zerowy...i tak oto mamy nerwowo-krzyczącą ,sfrustrowaną matkę polkę...masakra jakaś,a na dodatek świat za oknem mnie dobija...stresuję się coraz bardziej przed powrotem do pracy... i tak się karuzela nakręca-a potem wrzody żołądka-ciekawe od czego? nie???
Tak sobie czasem myślę,że jak bym tak popatrzyła na siebie z boku, to bardzo by mi się to "coś" nie spodobało...ale chyba już nie potrafię inaczej...nie jest mi na pewno tak wygodniej...motywacji brak,albo to już z zasiedzenia,natłoku wszystkiego i do tego to jojczenie bez konkretnego powodu mnie dobija...Co robić?...muszę chyba znaleźć jakiś odskok,bo tak dłużej to nie pociągniemy tego wozu...nie da się tak dalej...a kocham swoje dzieci i nie chcę żeby miały takie "coś" za matkę...głowa pęka mi dziś, więc już skończę...może jutro wyklikam coś pozytywnego, bo przecież jest tego tak samo dużo, a może i więcej nawet...

1 komentarz:

  1. Kochana wierz mi nie ty jedna tak się czujesz,tak zachowujesz i nie Tobie jednej się to nie podoba...

    OdpowiedzUsuń