Tak się jakoś ostatnio porobiło,że nic te moje dzieci się mnie nie słuchają...jak nie warknę lub nie krzyknę to efekt jest zerowy...i tak oto mamy nerwowo-krzyczącą ,sfrustrowaną matkę polkę...masakra jakaś,a na dodatek świat za oknem mnie dobija...stresuję się coraz bardziej przed powrotem do pracy... i tak się karuzela nakręca-a potem wrzody żołądka-ciekawe od czego? nie???
Tak sobie czasem myślę,że jak bym tak popatrzyła na siebie z boku, to bardzo by mi się to "coś" nie spodobało...ale chyba już nie potrafię inaczej...nie jest mi na pewno tak wygodniej...motywacji brak,albo to już z zasiedzenia,natłoku wszystkiego i do tego to jojczenie bez konkretnego powodu mnie dobija...Co robić?...muszę chyba znaleźć jakiś odskok,bo tak dłużej to nie pociągniemy tego wozu...nie da się tak dalej...a kocham swoje dzieci i nie chcę żeby miały takie "coś" za matkę...głowa pęka mi dziś, więc już skończę...może jutro wyklikam coś pozytywnego, bo przecież jest tego tak samo dużo, a może i więcej nawet...
Kochana wierz mi nie ty jedna tak się czujesz,tak zachowujesz i nie Tobie jednej się to nie podoba...
OdpowiedzUsuń