poniedziałek, 14 grudnia 2009

Domowy szpital

Leżą w wyrach i kaszlą i prychają i gorączkują jedna przez drugą...Domi jak zwykle przytargała dziadostwo ze szkoły...ponoć dziś w jej klasie było na lekcjach 8 osób,bo reszta chora-masakra jakaś-epidemia na całego.
Wczoraj obie wieźliśmy do szpitala do mojej mamy,bo w przychodniach to zapomnij o zarejestrowaniu,a nie będę czekała aż mi mdleć zaczną. Domi od prawie trzech dni o pustym żołądku-nie chce,albo dzióbnie coś tam...Julka jeszcze apetyt ma,ale już zaczyna marudzić nad zupą.Właśnie usnęła-oczywiście z temperaturą...oszukuję ją wlewając Jej ibum do butli z piciem , bo nie chce pić żadnych syropów-ma odruchy wymiotne i więcej wypluwa niż połyka...Domi dostała antybiotyk i inhalacje, bo kaszle jak gruźlik-ma zapalenie oskrzeli...,jestem padnięta, a najgorzej chyba znoszę to marudzenie-wiem że im ciężko,Julunia jeszcze malutka i nic nie rozumie z tego,ale pod koniec dnia nie wiem jak się nazywam...dobrze że to przed świętami ,a nie w trakcie, bo było by bardzooo świątecznie...padam

2 komentarze: