sobota, 14 lipca 2012

nie mam już sił...

...żyć mi się czasem odechciewa!!!. Jak to jest ,że jak się starasz dla drugiej osoby, robisz wszystko żeby było dobrze ,a nawet lepiej niż dobrze, to ten ktoś ma to zwyczajnie gdzieś. Uważa, że tak być musi, lub jest już do tego faktu rzeczy tak przyzwyczajony, że inna forma jest niedopuszczalna wręcz...Mam w domu osobę, która uważa,że nie wolno na nią krzyknąć jak zrobi coś złego ( nie wiem ,może chwalić wtedy trzeba)- a sama krzyczy, nie wolno jej krytykować, choć sama to robi wobec innych, przeklnąć też nie wolno ,choć sama klnie jak szewc. Za kierownicą spróbuj popełnić błąd ,a krytyka- i to jaka -nie ominie cię, choć osoba ta mandatów zebrała więcej niż ja mam włosów na głowie( kocham być sama w aucie, pełny luz- jeździ się o niebo lepiej-bez stresu,a jak wiadomo w stresie popełnia się błędy).Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze coraz bardziej widoczny brak szacunku...czyżby bycie wredna,nic nie robiącą, olewatorską suką było atrakcyjniejsze i bardziej doceniane? Może rzeczywiście wtedy ta druga osoba bardziej się stara-jak ja teraz!!! hmmm...zastanawiające, przykre jeszcze bardziej i tym bardziej boli im więcej siebie w to wszystko wkładam. Jasne,że nie jestem ideałem i nigdy nim nie będę, ale do chusteczki!!! przynajmniej się staram garnąć to rozłażące się "coś " do kupy kolejny , kolejny i kolejny już raz- druga strona raczej czeka na przeprosiny, nawet jeśli to ona zrobiła coś co wywołało reakcję łańcuchową. Ty będziesz winien, gdyż odważyłeś się tupnąć, wypowiedzieć swoje zdanie ,obrazić- mimo iż samemu przed chwilą zostało się obrażonym. Nie widzi nic złego w tym ,że ktoś cierpi- bo przecież chodzi zawsze o to ,że bycie wrednym i złośliwym musi wygrać...Tylko pozostaje jedno pytanie którego ta osoba sobie nie zadała...a co jak ta druga osoba zacznie zachowywać się tak samo? albo co gorsze dla mniejszych-powie DOŚĆ!!!...żyć mi się czasem odechciewa...bo nigdy nie przypuszczałam, że ktoś tak mi bliski zacznie stawać się dla mnie wrogiem, że moja krzywda będzie jego sukcesem,że mój ból i łzy będą odbierane jako "rozwydrzenie". Żyć mi się odechciewa...nie chce mi się już...wiem ,że będzie to wykorzystane przeciwko mnie,ale mam to k...już gdzieś...przynajmniej trochę mi ulżyło.

1 komentarz:

  1. Kochana...nie jesteś sama...czasem też się tak czuje.Zmęczenie materiału...chyba czy coś.Ja mam wrażenie że to co opisujesz nie dośc że tyczy się czasem M.to jeszcze i teściowej...

    OdpowiedzUsuń