wtorek, 3 lipca 2012

Ech...

już jesteśmy...nareszcie!!! Dwa tygodnie upałów i....upragniony deszcz w ukochanym Wrocławiu. Brzmi śmiesznie, ale słupek rtęci w okolicy 40 st. C. może powalić słonia po tygodniu, a co dopiero po dwóch.Nawet morze nie dawało ochłody...cieszę się że już jesteśmy, mimo iż pewnie zatęsknię nie raz za przepiękną Corfu- to nie ma jak w domciu. Jedyny mankament obecnej pogody to strzelające pioruny za oknem samolotu i przedłużające się niemiłosiernie lądowanie- w burzy!!!...trochę to trwało,a ja z każdą minutą sztywniałam...ze strachu. Na szczęście pilot radę dał i tak oto czeka na mnie stos prania,sprzątanie,zakupy, bo lodówka puściusieńka. Julka poszła właśnie spać mimo wczesnej pory,ale od trzeciej rano na nogach jesteśmy. Domi nadrabia internet,a raczej jego brak,a M. leży jak kłoda przed upragnionym tv!!!:):):). Nie mogę jeszcze do siebie dojść, potrwa to pewnie jeszcze chwilkę zanim zaaklimatyzuję się do naszego otoczenia, nadrobię zaległości i zdam relację foto...a jest co pooglądać...puki co upajam się kapiącymi z nieba, ukochanymi kropelkami deszczu....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz